Pamiętacie intro do Archiwum X albo Gęsiej Skórki? Nam się trochę zapomniało, ale niedawno wybraliśmy się do Brandenburgii i nagle znaleźliśmy się w tajemniczej scenerii rodem z seriali i te złowieszcze dźwięki na nowo rozbrzmiały w naszych uszach.
Na pewno to znacie z filmów: zjawiskowe domy z wielkimi, drewnianymi oknami, romantycznie porośnięte bluszczem i wręcz zapraszające do odpoczynku w ich ścianach. A w środku schody aż skrzypią pod ciężarem historii, kurz tańczy ze wspomnieniami, podmuch wiatru popycha Cię do przodu, byś szedł dalej i odkrywał zakamarki.
Tak się poczuliśmy, gdy dotarliśmy do Beelitz – Heilstätten, dawnego szpitala i sanatorium dla gruźlików. Znajduje się bardzo blisko Berlina, może zachęcić szczególnie miłośników wyjątkowych plenerów, fotografów, fanów urban exploringu i opuszczonych miejsc. Bo kompleks ten jest dzisiaj już opuszczony, wziął się za niego bluszcz – hydra, która oplata go z każdej strony, kurz i graficiarze – z Niemiec, ale i w dużej mierze z bloku poradzieckiego. Popada w fascynującą ruinę, jednak wciąż widać jego dawny splendor i wspaniale zaprojektowane wnętrza.
Szpitale i sanatoria raczej kojarzą się z surowością wnętrz oraz zasad w nich panujących. Ze śmiercią, trudnymi powrotami do zdrowia, nieprzyjemną atmosferą i kiepskim żarciem. Ten kompleks był wyjątkowy – jakość tutejszej służby zdrowia sprawiała, że dotychczas skazani na śmierć gruźlicy wychodzili zdrowi jak rydze (na 1200 pacjentów umierało kilkunastu), serwowano im wyszukane potrawy, zabierano na spacery po pobliskich lasach z unikatowym mikroklimatem wspierającym regenerację płuc. Zaś w samym sanatorium wybudowano łaźnię na turecką modłę, w której dzięki zaokrągleniu wszystkich kątów i wyłożeniu ścian porcelaną możliwym było utrzymanie higieny w środowisku narażonym na bakterie. Kompleks został tak zaplanowany, by zapewnić maksymalne nasłonecznienie i widok z pomieszczeń kuracjuszy na zielone lasy. Z kolei w szpitalu na oddziale chirurgicznym dysponowano najnowocześniejszym sprzętem medycznym. A to wszystko na przełomie XIX i XX wieku. Wcale nie dla najbogatszych. Wręcz przeciwnie – dla biednych robotników z Berlina, których zdrowie ucierpiało wskutek rewolucji przemysłowej – zanieczyszczeń z fabryk, kontaktu z substancjami chemicznymi i przepracowania, a także z powodu warunków mieszkalnych. Ówczesny przemysłowy Berlin nie nadążał z budownictwem dla napływających robotników. Często nowe mieszkania dzielono na ciasne i wilgotne klitki, które oddawano do użytku zanim tynki zdążyły wyschnąć, co tylko sprzyjało rozwojowi mikrobów.
Snuliśmy się pośród pomieszczeń i długich korytarzy, którymi przechadzali się suchotnicy. Towarzyszyła nam ciekawość czy gdzieś tu zalegają pałeczki gruźlicy… ? Najbardziej fascynująca jest jednak historia tego niszczejącego obiektu. Początkowo godnie służył cywilom chorym na gruźlicę, ale wraz z wybuchem I Wojny Światowej został przystosowany jako szpital wojskowy dla żołnierzy Armii Cesarstwa Niemieckiego. W 1916 roku trafił tutaj ranny w bitwie nad Sommą Adolf Hitler. Pobyt w Beelitz wspominał na kartach Mein Kampf, krytykując innych żołnierzy, którzy również znaleźli się w szpitalu: Duch armii frontowej był tu niewidoczny. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś, co było niedopuszczalne na froncie – chwalenie się własnym tchórzostwem. W międzywojniu z dobrodziejstw kompleksu i miejscowej przyrody znów korzystali „zwykli” obywatele. Na karty dziejów świata ponownie padł cień – nadeszła II Wojna Światowa. Pod jej koniec, w 1945 roku szpital z rąk Wehrmachtu przejęła maszerująca na zachód Armia Czerwona. Zakotwiczyła na całe 50 lat, lecząc tutaj swoich żołnierzy i komunistycznych zbrodniarzy (m.in. Honeckera), a jednocześnie wywożąc do ZSRR wciąż imponujący, nowoczesny sprzęt medyczny. Tym samym placówka medyczna dla krasnoarmiejców w Beelitz była największą jednostką tego typu poza terytorium ZSRR. Rosjanie wycofali się stąd dopiero w 1995 roku, już po upadku Muru Berlińskiego, po zjednoczeniu Niemiec i upadku ZSRR… Co mogli, wywieźli. Zresztą w Polsce było podobnie, ostatni radzieccy żołnierze wyjechali w 1994 roku.
Nadal można tu zobaczyć kilka starych, zardzewiałych sprzętów medycznych, kroplówki, słoiki z bliżej nieokreślonymi cieczami, dziurawe krzesła czy metalowe ramy łóżek. Nadal też widać, że był to rewelacyjnie zaprojektowany obiekt z cudownymi zdobieniami i wykończeniem. Aż nasuwa się na myśl scena retrospekcji w Titanicu. Zatopiony, obrosły glonami i rdzą statek nagle ożywa, rozbrzmiewa muzyka i majestatyczny cud inżynierii morskiej wypływa w rejs, goszcząc na swym pokładzie pięknych, zadowolonych ludzi. Tak i tutaj wyobraźnia zamiast pokrytych bluszczem ścian i zardzewiałych schodów, wind i odrapanych drzwi podsuwa Ci wspaniałe komnaty z wielkimi oknami wychodzącymi na zieleń lasów, szklone drzwi, łaźnie pełne dochodzących do zdrowia ludzi i stołówki z wybornym jedzeniem.
Chwalimy miejscowe lasy i powietrze. Nie bez przyczyny, ponieważ mogliśmy nimi pospacerować + spojrzeć na nie z góry! Niedawno wybudowano tutaj prawie kilometrową ścieżkę w koronach drzew, czyli deptak znajdujący się tuż ponad drzewami! Patrzysz w dal, a tam aż po horyzont lasy… Zgadujemy, że najcudowniejsza panorama roztacza się właśnie teraz, jesienią, kiedy korony mienią się paletą kolorów. Pomarańcze, zielenie, czerwienie i brązy! Drzewa na wybiegu, dosłownie.
Jeśli jeszcze nie widzieliście vloga ze zwiedzania sanatorium i oddziału chirurgicznego, zobaczcie teraz. Wcale nie chcemy Was straszyć…???
TECHNIKALIA
Jak dojechać do Beelitz-Heilstätten?
1. samochodem: A9 (Berlin-Lipsk-Norymbergia), drugi zjazd w kierunku Beelitz Heilstätten
lub
B2 (Poczdam-Wittenbergia-Lipsk), Beelitz Heilstätten, następnie kierować się na Baumkronenpfad
2. pociągiem: pociąg regionalny RB7 z Berlina w kierunku Dessau, stacja Beelitz Heilstätten, następnie kierować się na Baumkronenpfad
Cennik
dzieci do lat 6-ciu: wstęp wolny
młodzież (7-17 lat): 7,50 €
dorośli: 9,50 €
studenci, seniorzy, osoby niepełnosprawne: 8,50 €
bilet rodzinny: 16 € lub 25 €
zwiedzanie opuszczonych budynków z przewodnikiem (1h): dodatkowa opłata 6 € / os.
solenizanci w dniu swoich urodzin: wstęp wolny
Godziny otwarcia:
kwiecień – październik: codziennie 10-19
listopad – grudzień: tylko weekendy 10-16
zwiedzanie opuszczonych budynków: tylko w weekendy
Można jechać, śmiało. Strachy na lachy! ?
Pusto i lekko makabrycznie. Niby nic się nie dzieje, ale wcale bym się nie zdziwił, jakby całe hordy bakterii i innych mikrobów nadal tam grasowały od czasów świetności ośrodka. (-:,
Mhm! Trochę straszek jest! O nie! Właśnie mi uświadomiłeś, że Michała megaa kaszel i wirus złapał ostatnio 😀 w sumie z miesiąc od wizyty tam 😀 ha, może w tych odwiedzinach Beelitz jest sęk i przyczyna 😀
Niesamowite miejsce, pewnie po wizycie w nim śniłoby mi się po nocach!
Śpimy całkiem spokojnie 😀 😀
Mam ochotę tam pojechać z aparatem! Takie miejsca są niesamowite. Byłam kiedyś w opuszczonym mieście na pustyni w Namibii, nazywa się Kolmanscop, w którym znajduje się ponad 100 letni szpital. Zamieszkały w nim węże i piasek. Polecam! 🙂
Jaa…! Wygooglowałam to – widziałam kiedyś foty z tego miejsca! Świetnie wygląda, robi wrażenie. Wielkie wow. Chętnie bym zobaczyła, ale i się lekko bała, że nagle zerwie sie burza pustynna i zasypie cały budynek i się nie wygramolę 😀
Jestem fanką urbexu, więc jak tylko zawitam do Berlina, to postaram się do tego szpitala pojechać, bo prezentuje się znakomicie! Ze szpitalnych urbexow do tej pory odwiedziłam jedynie opuszczony psychiatryk w Otwocku, jeśli jeszcze tam nie byliście, to polecam!
O, super! I Berlin też świetny, uwielbiamy tę stolicę. W Otwocku ja nie byłam, ale Michał był kilka razy tam i jeszcze gdzieś obok. Ma tam dziadków, więc nawet udało mu się być w tym opuszczonym psychiatryku zanim dużo ludzi tam zaczęło zaglądać 🙂 Ponoć świetnie! dzięki za przypomnienie, że miał mnie tam zabrać 😀
Niesamowicie wygląda to miejsce na tak dużych fotografiach, a co dopiero na żywo! Czytając ten post, przypomniałam sobie, że i u mnie w Gdyni jest jeden taki duży opuszczony budynek, a nigdy tam w końcu nie dotarłam. Nawet nie wiem co tam było wcześniej. Dzięki za inspirację! 😉
Wow! To świetnie! Takie wejście w buty turysty we własnym mieście jest warte świeczki! My też mamy kilka takich miejsc do ogarnięcia w Wawie… Od lat człowiekowi w głowie świta idea, a jednak nie realizuje jej. Czas najwyższy! 🙂
Może dziwnie to zabrzmi, ale fascynują mnie takie miejsca! Mega ciekawe. Chociaż to, że Niemcy robią z tego biletowaną atrakcję turystyczną moim zdaniem trochę psuje klimat 😛
Polecam Borne Sulinowo i Kłomino k/ Szczecinka w Zachodniopomorskim. Podobne klimaty i bez biletów;-).Dla fanów przeszłości raj
Bilet wstępu obejmuje tylko taras widokowy, czy można też na własną rękę eksplorować budynki?
Również do budynków. Zerknij jeszcze do nich na cenę, bo widzę, że podnieśli troszkę: https://baumundzeit.de/polski/ Zaktualizuję je niedługo na stronie 😉