To pewne jak w banku, że w podróż do Maroka potrzebny jest przewodnik przetrwania! Bo ile sprytu trzeba wykazać, ile zrozumienia dla lokalnych zasad i pewności siebie podczas wędrówek przez galimatias ulic, wiedzą Ci, którzy już tam byli i na własnej skórze doświadczyli!

Dla przykładu, my bawiliśmy się w Szybkich i wściekłych, uciekając wynajętym samochodem przed lokalsami na skuterach, którzy nachalnie chcieli wskazać drogę czy parking i stukali w maskę auta, krzycząc follow me, follow me. Łatwo też było o zabawę w Jamesa Bonda, gdy młodociani miejscowi śledzili nas ciemną nocą aż do miejsca noclegu, a my chcieliśmy ich przechytrzyć. Ale spokojnie, w tym wszystkim rozchodzi się nie o bezpieczeństwo, ale o pieniądze. Tak więc bez paniki – jeśli Was śledzą, to żeby zaproponować pomoc w dotarciu do celu (w zamian za napiwek), jeśli gonią Wasz samochód, to po to, by również za napiwek też wskazać drogę niczym Gwiazda Polarna marynarzom, którzy i tak więdzą, dokąd płyną, a jeśli zaczepiają na suku (czyli bazarze), to żeby coś sprzedać, najlepiej po mocno wygórowanej cenie.

W trakcie naszej podróży, po pierwszym etapie frustracji, wypracowaliśmy system radzenia sobie z nachalnymi Marokańczykami i zweryfikowaliśmy, w których częściach państwa ludzie są bardziej przystępni wobec naszych, jednak europejskich oczekiwań i wyobrażeń… Szczerze wierzymy, że łatwiej będzie i Wam przemierzać ten kraj, jeśli zawczasu poznacie zachowania, z jakimi można tam się zetknąć i przyswoicie kilka sposobów, jak im sprostać 🙂

maroko przewodnik

WARUNKI NA DROGACH: ludzie-zombi

O ile drogi są naprawdę przyzwoite, bez dziur i wybojów (nawet, a może szczególnie te kierujące na Saharę – serio, miodzio), to już lokalne zwyczaje sprawiają, że masz ciągle oczy szeroko otwarte. Suniesz nocą po gładkim asfalcie drogi szybkiego ruchu i nagle widzisz na jezdni lub, w najlepszym razie, na jej poboczu człowieka. Myślisz sobie: przecież tu nic nie ma. I jedziesz dalej, bo w Maroku wszak co chwila ogarnia Cię zdziwienie. A potem znów mijasz od czasu do czasu kolejne postaci, wyłaniające się niczym zombie. Idą tak w nocy wzdłuż dużej drogi albo stoją na pustkowiu pod znakiem drogowym z telefonem, często też jadą rowerem. Nie mają jednak potrzeby lub nie doznali łaski posiadania odblasków, więc widzisz ich w ostatniej chwili: kiepsko oświetlony skuter, rower, wcale nie oświetlony osioł. Naprawdę trzeba wytężać wzrok i uważać, nawet w miejscach, w których sądzisz, że nie ma nikogo i niczego. Aha, i czasem dzikie psy potrafią przeciąć Ci jezdnię.

A ci ludzie, którzy na odludziach stoją czasem pod znakiem czy słupem, najpewniej oczekują na kogoś. Zauważyliśmy, że funkcjonuje jakiś system podwożenia, czekania na podwózkę, którego do dziś nie udało nam się rozgryźć.

A jak jest w dużych miastach? Współczujemy, jeśli nie mieliście rozgrzewki poruszania się samochodem po ulicach chociażby na południu Europy, dajmy na to na Sycylii. Lepiej nabrać wprawy! Legenda głosi, że ktoś kiedyś w Marrakeszu skorzystał z przejścia dla pieszych. Zebry, jak i większość znaków poziomych są namalowane tylko dla pozoru, a całym ruchem rządzi bliżej nieokreślona lokalna siła, dzięki której mimo wszystko nie dochodzi do kolizji.

maroko drogi

maroko co zobaczyć

 
maroko co wiedzieć przed wyjazdem

 
maroko co trzeba wiedzieć

 
przewodnik maroko

WARUNKI NA DROGACH: kontrola policji

W Maroku zaskakuje wiele rzeczy, ale tym, czego można być pewnym każdego dnia, jest kontrola miejscowej drogówki. Zazwyczaj odbywa się ona na wjazdach i wyjazdach miast, przy strategicznych obiektach (np. zaporze wodnej), na trasie za wzniesieniami. Ale równie dobrze w środku nocy na środku pustyni. Mimo początkowej uciążliwości, z czasem podnosi to nawet poczucie bezpieczeństwa. Policja ma jeszcze jedną zaletę – przeważnie są to jedyni lokalsi, którzy udzielą Ci porady w kwestiach topograficznych i nie wezmą za to ani dirhama. Wow! W ogóle policja wygląda tu na prestiżowy zawód, bo policjanci są młodzi, zadbani i elokwentni. Aczkolwiek odradzamy robienie im zdjęć bądź nagrywanie, kończy się to rewizją materiału i prośbą o skasowanie utrwalonego wizerunku.

My w ciągu dwóch tygodni codziennie natrafialiśmy na 3-8 kontroli. Mówi się, że w Maroku każdy, ale to każdy dostaje mandat! Dlatego podczas trzech zatrzymań, gdy wiedzieliśmy, że coś przeskrobaliśmy, byliśmy pewni, że ich nie unikniemy. Ale mamy to – z Maroka wyjechaliśmy bez ani jednego mandatu!

1 sytuacja: policjanci stali za wzniesieniem, my przekroczyliśmy prędkość o 6 km/h, kara: ok. 100 zł, wymiana zdań, szukamy kasy, mówiąc, że to ostatnia gotówka, która miała być na dzisiejszy nocleg. Zabierają prawo jazdy, wracają, oddają je i mówią, żebyśmy jechali, kasy już nie chcą.

2 sytuacja: słoneczko świeci w oczy, prosta droga, panowie policjanci zatrzymują nas, mówią, że przekroczyliśmy prędkość o 23 km/h, a my: sorry, sorry, we thought there was a sign with 90 km/h, oni: no, it was 60 km/h… Popatrzyli chwilę na nasze miny kota ze Shreka i rzucili: Ok, have a nice trip to Warzazat.

3 sytuacja: jedziemy nad ocean, nie możemy się doczekać, licząc, że tam znajdziemy spokój od krainy 1001 nagabywaczy, nagle trzeba bardzo uważać na drodze, bo zgraja około 70 dzieciaków wraca ze szkoły na rowerach, przed nami tir. Ok, najrozsądniej będzie wyprzedzić to wszystko, niestety policja jest innego zdania i nas zatrzymuje. Mówi, że jechaliśmy za szybko i czy mogą prawo jazdy, włączam się do rozmowy (może dla kobiety będą łaskawsi), twierdząc, że nie zauważyliśmy znaku, bo bardzo uważaliśmy na dzieci, które wracały ze szkoły jezdnią, a przed nami był tir, który zasłonił znak. Uśmiechają się i puszczają dalej.

Tadammm.

W Maroku jeździ się wolno, wszyscy się raczej wloką, a znaki nawet na znakomitych trasach nie pozwalają jechać tak jak, załóżmy, w Polsce. Łatwo na takiej pustej drodze szybkiego ruchu przekroczyć prędkość… My mamy świadomość, że zdarzało nam się ją przekroczyć, udało nam się też wyjechać z Maroka bez mandatu, ale doświadczenie wielu znajomych pokazuje, że nawet za te 5 km/h więcej łatwo jest dostać mandacik. Możemy podpowiedzieć, że kierowcy, tak samo jak w Polsce, często ostrzegają się o kontroli, migając 2 razy światłami – sprawdzone, potwierdzamy 😉

maroko najważniejsze informacje
maroko podstawowe informacje
maroko co zwiedzić

PARKOWANIE: nerwówka na własną odpowiedzialność

Innym gatunkiem „służb mundurowych” są odblaskowi parkingowi, czyli niezrobotyzowane parkomaty. Parkingowy potrafi pojawić się znikąd, nawet w miasteczku w środku nocy. Kiedy już myślisz, że nie uświadczysz z nim kontaktu, nagle wyłania się znikąd i pędzi, zakładając żółtą kamizelkę. Zazwyczaj parkowanie kosztuje 10 MAD/dobę, z tymże zasada ta nie działa w medynach, jest trzy-, czterokrotnie drożej.

Jeszcze mniej przyjemnym doświadczeniem jest zawarcie znajomości z pomagaczem parkowania. Jest to „dobry Samarytanin”, wyrastający z tłumu (oczywiście podbiega do Ciebie, o ile jesteś „biały”). Zna on receptę na wszystkie Twoje bolączki. Relacja bardzo trudna do jednostronnego zakończenia, nie da się od niego uwolnić. Po zakończonej misji nie odejdzie bez napiwku. Bez względu na jego wysokość, zostanie on skomentowany jako tak niski, że aż obraźliwy. Trzeba przyznać, że to jedyny naganiacz, który czasem ma Ci coś do zaoferowania, zważywszy, że pozostali proponują masaż stóp, tatuaż z henny, podrabiane zegarki, haszysz, chusteczki higieniczne, taksówkę, zdjęcie w kretyńskim stroju i inne, których Wam oszczędzimy…

NIE DAJ SIĘ WCIĄGNĄĆ: jak komunikować się z nagabywaczami?

Pierwszy dzień w dużych i turystycznych miastach bywa szokująco-stresujący, dlatego chcemy poradzić, jak możliwie szybko zacząć czerpać przyjemność z pobytu i znieść napastliwych lokalsów. Należy zaznaczyć, że te niedogodności wynikają z różnicy kulturowej i niekoniecznie musimy oceniać Marokańczyków jako robiących coś złego. Drugi koniec kija to to, że ignoranccy Europejczycy często potwornie przepłacają, nie interesując się, ile coś lokalnie jest rzeczywiście warte, co etykietuje nas wszystkich, sprowadzając do roli chodzących portmonetek.

Niestety wrodzona ogłada i zwyczaj odpowiadania na przywitanie to zakładanie sobie pętli na szyję 😉 Uprzejma pogawędka o tym jak mija nasz dzień, skąd pochodzimy i czy też lubimy Lewandowskiego, są jak ruchome piaski, gdzie każdy kolejny ruch, wciąga Cię tylko głębiej. Każdorazowe tłumaczenie się, dlaczego czegoś się nie chce prawdopodobnie pochłonęłoby nam połowę dnia. Najważniejsze to dać po sobie poznać, że jest się pewnym, dokąd się zmierza i tego, czego się chce, lub częściej – tego, czego się nie chce. Pisząc krótko: nasz złoty środek pomiędzy zrobieniem tego, czego się chce a nie byciem wywyższającym się gburem z Europy to odwzajemnienie pozdrowienia, stanowcze podziękowanie za propozycję, najlepiej wzmocnione stanowczym ruchem ręki i odejście bez reagowania na kolejne zaczepki. Najważniejsza jest prewencja – jeśli nie wyglądasz na zdezorientowanego lub błądzącego, dostaniesz o połowę mniej ofert. Nie daj się nabrać na zapewnienia, że coś jest świadczone za darmo, np. kiedy kobieta złapie Cię za rękę i zacznie tatuować henną, zapewniając cały czas, że to bezpłatnie, i że to prezent. Po ostatniej kresce napadnie na Ciebie, że to jej praca i przecież zrobiła Ci tatuaż i musisz jej zapłacić niemałą kwotę, przekonując o swojej słuszności wszystkich dookoła. Gdy taka tatuażystka dobierze się do Ciebie bez Twojego przyzwolenia, bądź asertywna i wyrwij swoją rękę.

maroko na własną rękę

 
maroko na wakacje

 
maroko na własną rękę

 
marrakesz co zobaczyć

 
na co uważać maroko

 
marrakesz co zobaczyć

 
maroko co warto zwiedzić

 
blog podróżniczy maroko

 
podróż maroko

JAK SIĘ TARGOWAĆ: rasizm cenowy wobec „białych”

A co jeśli faktycznie chcesz coś kupić? Tutaj najistotniejsza jest wprawa i wyczucie sytuacji, ale jest kilka żelaznych zasad, o których warto pamiętać.

1. Im bardziej turystyczne miejsce, tym cena będzie wyższa.

2. Jeśli coś Ci się bardzo podoba, nie dawaj po sobie poznać – automatycznie cena pójdzie w górę.

3. Nigdy nie akceptuj pierwszej oferty – nie dość, że przepłacisz, to możesz obrazić sprzedawcę, który ma we krwi targowanie się. Cena, którą da się wynegocjować, stanowi około 30% ceny wyjściowej. Kiedy usłyszysz 100 dirhamów za średniej wielkości tadżin, powinieneś okazać, że cena jest nieadekwatna, możesz się nawet roześmiać i zaproponować 15 dirhamów, mówiąc, że tyle jesteś gotów za niego zapłacić. Jak spotkacie się na 30-40 dh, to znaczy, że zrobiłeś całkiem dobry biznes.

4. Z negocjacji możesz bez obaw wycofać się w każdej chwili, mówiąc, że cena jest zbyt wysoka i odejść, chyba że zaakceptujesz ofertę i potwierdzisz, że się dogadaliście. Nie należy się przejmować, gdy sprzedający z miłego stanie się napastliwy i nieprzyjemny – to tylko strategia negocjacyjna i próba wywarcia presji, zmiękczenia Waszego stanowiska.

Należymy do tych osób, które trudno posądzić o rasizm lub uleganie stereotypom. Uwielbiamy różnorodność, doceniamy czerpanie z różnych kultur, wzajemne inspirowanie się, budowanie relacji i poznawanie świata miejscowych przez jak najbliższy kontakt z nimi. Dlatego też irytują nas rasizm i uprzedzenia skierowane wobec przedstawicieli jakichkolwiek narodów, ras oraz grup społecznych. Wystarczająco dużo kłamstw i półprawd możemy usłyszeć i doświadczyć w naszym kraju. Tak wyczuleni, otwarci i tolerancyjni oczekujemy więc, że również wobec nas nikt nie będzie stosował średnio uczciwe zagrywki i nie będzie ulegał stereotypom. Niestety w Maroku pokutuje stereotyp bogatego, konsjumpcjonistycznego białego, który kupi za pierwszą lepszą cenę i można mu niemal wszystko wcisnąć. I o ile zawyżone wobec turystów-obcokrajowców ceny nas nie dziwią i nie irytują, w końcu na Krupówkach czy warszawskim Starym Mieście też jest drożej, to denerwuje nas fakt nagabywania czy nieuczciwości. Agresywne łapanie za rękę i realizacja usługi henny bez zgody, donoszenie na stół do zamówionego dania multum innych potraw, o które nie prosiłeś, ale musisz za nie zapłacić, bo to jednak wcale nie przystawki wliczone w cenę, prowadzenie Cię na parking, choć wiesz, gdzie jedziesz, bo masz GPS lub parkujesz w tym miejscu już trzeci dzień. Takie „uszczęśliwianie” na siłę, i to wcale nie bezinteresowne. Nas to w ogóle z mieszkańcami nie zjednało. Szkoda.

marrakesz trasa zwiedzania

 
bezpieczeństwo maroko

 
jakie są ceny w maroko

CO ZA WYBRYK, KUP MAROKAŃSKI IMBRYK! Dla miłośników miętowej herbaty ❤

Picie miętowej herbaty to w państwach Maghrebu i Bliskiego Wschodu codzienny rytuał. A jaki smaczny! Też zakochaliście się w aromacie i zapachu słodkiej, miętowej herbaty? W takim przypadku zakup specjalnego, tradycyjnego czajniczka będzie strzałem w dziesiątkę i świetną pamiatką. Po zebraniu informacji od właścicieli naszych noclegów o cenie takiego imbryka i rozeznaniu się na sukach w oferowanych rodzajach, zdecydowaliśmy się na wersję ze stali nierdzewnej. Kupiliśmy go na targu w Ajt Mallul za 80 dirhamów, oczywiście uprzednio schodząc z ceny. PS Wiecie, że po arabsku imbryk to ibriq? 🙂 Jak więc zdobyć to cudo?

1. Wytypuj odpowiednie miejsce – okolice starego miasta czy cetralnego placu to nie najlepszy pomysł! Jeśli od kilku minut nie widziałeś żadnego turysty i ludzie zaczynają się z zainteresowaniem przygladać Twojej obecności, prawdopodobnie trafiłeś w odpowiednio lokalsowe miejsce. Co do zasady, dwa tropy to: nieturystyczna dzielnica miasta lub miasteczko, w którym turyści pojawiają się jedynie w wyniku dziwnych zbiegów okoliczności.

2) W Maroku suk (bazar) to niezłe miejsce na wszelkie zakupy. Na wstępie można „odrzucić” handlarzy najbliżej wejścia, szyldy w języku angielskim i stoiska, przy których próżno szukać klientów o miejscowym odcieniu skóry.

3) Przed wyjazdem warto zrobić krótki research, jaka część kraju jest tańsza, które z odwiedzanych przez Ciebie miast wydaje sie tańsze, lub jaka dzielnica jest typowo turystyczna i ceny będą najwyższe. Dobrze wiedzieć również, jakich cen powinieneś się spodziewać. Przykładanie polskiej miary do cen na innym kontynencie wydaje się wyjątkowo bezsensowne, jeśli już sobie to uświadomimy. Klimat wpływający na rolnictwo, tradycje gospodarcze, koszty pracy, polityka rządu – wszystko to sprawia, że kurczak w Szwajcarii droższy o 400% nie jest złym zakupem, a bilet tramwajowy na Ukrainie tańszy od polskiego o tylko 300% będzie oznaczał, że ktoś nas naciągnął. Ale nie po bilety i kurczaki jedziemy do Maroka.

4) Nie daj po sobie poznać, że coś Ci się bardzo podoba – automatycznie cena pójdzie w górę. Jeśli przyszliście po czajniczek ze stali nierdzewnej do herbaty, to my zaczęlibyśmy od ogladania i zapytania o cenę tajina. Będzie to pierwsza okazja do wyrażenia niezadowolenia lub rozbawienia (lokalna taktyka) z zaproponowanej ceny. Kiedy zestawisz swoją wiedzę (o ile odrobiłeś pracę domową), ile za to płacą miejscowi i/lub założysz, że w Maroku pierwsza cena to, wedle naszych doświadczeń, ok. trzykrotność realnej wartości, wiesz już, jaka zapłata powinna być dla Ciebie satysfakcjonująca.

5) Przykład? Szacujesz, że coś jest warte 50 dirhamów. Sprzedawca mówi Ci 150 dirhamów? Nie bądź gorszy! Powiedz: 20! Sprzedawca zacznie się śmiać albo robić obrażone miny. Ale bez obaw, tak zyskujesz jego szacunek, prędzej obraziłby się gdybyś wziął za 150 i odszedł.

6) Sprzedawca będzie zapewniał o best quality, best price. Wtedy Ty twierdź, że np. alejkę dalej mają ten sam produkt za połowę tego, i że to cena dla turysty, a Ty wiesz, ile to jest warte. Użyj kreatywności. Nie chodzi oczywiście o to, by pozbawić sprzedawców dochodów, absolutnie. Wielu Marokańczyków żyje z turystyki i sprzedaży produktów turystom. Raczej chodzi o to, by praktykować lokalny zwyczaj targowania się i pokazać miejscowym, że znasz lokalne realia, nie dasz się oskubać jak wielu Europejczyków.

7) Bądź odporny na strategie sprzedawców. Czasami będą oni używać nawet agresywnej perswazji, ale nie bój się, dopóki nie przybiłeś ceny i nie ogłosiłeś, że bierzesz produkt, w każdej chwili możesz odejść i podziękować za rozmowę.

8) Nie bądź zbyt surowy dla siebie. W końcu Marokańczycy to mistrzowie handlu i negocjacji z wieloletnim doświadczeniem. Większość z nich „rozwala” takich turystów jak my bez problemu. Będąc „białym” podróżnikiem i tak nie masz większych szans zapłacić tyle, co znajomi czy bliższa i dalsza rodzina sprzedawcy bywajacy na suku codziennie, ale świadomość, że kupujesz o połowę taniej niż reszta Europejczykow daje dużą satysfakcję. To jak, ile wytargowaliście najwięcej? 🙂

cena czajnika maroko

POPROŚ DŻINA O TADŻINA! Czyli ile powinien kosztować tadżin?

Tadżin to tradycyjne, gliniane naczynie w kształcie stożka, które Marokańczykom służy do przygotowania, a potem podawania wielu smacznych potraw. Za ile kupić tadżin i jaki wybrać, by cieszyć się smakiem prawdziwej tanjii albo kuskusu w domu?

cena tadżina maroko

 

Wszystkie chwyty i zasady, o których pisaliśmy wyżej, dozwolone! Cena, z której możesz być w pełni usatysfakcjonowany, to ta na poziomie 30-40 dirhamów za klasycznego tadżina. Czyli takiego bez ozdób, pokrytego szkliwem. Choć wielobarwne tadżiny we wzory z Maghrebu kuszą, to wiedzcie, że te sprawdzą się idealnie jako ozdoba w domu. Przeznaczenie w kuchni znajdą prędzej najzwyklejsze tadżiny, ponieważ niemalowane mogą być wsadzane do piekarnika i być podgrzewane wysoką temperaturą. Jeśli chcesz tadżina używać na kuchence, upewnij się, że ma na dole metalową blaszkę, zwaną dyfuzorem ciepła. Dzięki niej tadżin nie pęknie na ogniu, a zawartość będzie gotowała się równomiernie.

WYJĄTEK OD REGUŁY: pan od kóz

Strasznie się zawiedliśmy na ludziach w Maroku. Nie lubimy tego zawodu, a oni w zawodach na najmniej sympatyczne społeczeństwo, z jakim mieliśmy do czynienia, wygrali 🙁 Często nawet ci, którym już zapłaciliśmy za wycieczkę, za nocleg, i ci, którym zaraz mieliśmy płacić – w restauracji, próbowali wycisnąć z naszych portfeli, ile się da. Tutaj skorupka za młodu nasiąka mottem Wyciskaj portfel turysty jak cytrynę! A może po prostu do perfekcji opanowali cross-selling, czyli że jak sprzedali Ci wycieczkę na Saharę na wielbłądach, to może powrót weźmiesz na quadach, bo wygodniejsze (i droższe), a jak jesteś w noclegu prowadzonym przez rezolutnego Marokańczyka, to jeszcze Ci będzie proponował wycieczkę do swojej berberyjskiej rodziny, zaś w restauracji dostaniesz większą rybkę (nie dlatego, że jesteś specjalnym gościem z zagranicy, ale dlatego, że ryba jest na wagę).

Ale panu pasterzowi kóz musimy wystawić złoty medal! Bo gdy zatrzymaliśmy auto, by zobaczyć to cudowne, lokalne zjawisko, czyli kozy na drzewach arganowych, to nic nie chciał. Ani za to, że znaleźliśmy się na pewnie jego terytorium, że głaskaliśmy jego kozy, że zrobiliśmy im tryliard zdjęć i z panem też. No dobra, może srebrny medal… bo przy okazji pozowania z naszymi nowymi koleżankami, które zabraliśmy na stopa, ukradkiem je obmacał, ze śmiechem, jakby znów miał dwadzieściaparę lat.

 

drzewa arganowe maroko

 

Ach. I z całym szacunkiem kolejna statua sprawiedliwości wędruje do Nezhy, właścicielki wspaniałego Riadu Cherihane w Marrakeszu, która dbała o miły customer experience, i która zamiast odsyłać nas z autem np. na parking znajomych królika, uświadomiła, jakie są normalne ceny za tę usługę, jakie są wygórowane i gdzie powinniśmy zaparkować. Codziennie też raczyła nas pysznym śniadaniem (było w cenie) i przepisem na arabskie ciasteczka. Cudowna kobieta, jedna z nielicznych, która nie oczekiwała od nas już nic więcej, skoro i tak wybraliśmy jej riad na nocleg.

Ale do Maroka to Wy jedźcie.

Maroko Podróże w Naturze

A Ty co o tym myślisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *