Holdoya – pierwsza, ale nie #pierwszalepsza
Wyspa Holdoya to pierwsze miejsce, w którym zatrzymałam się na Lofotach. To prawie początek malowniczej trasy widokowej E10, wijącej się przez norweski archipelag. Zatrzymać się musiałam, bo z zachwytu aż mi serducho wyskakiwało! Wysepki w planach nie miałam, informacji o niej w polskim Internecie nie ma, jest więc poza kartkami przewodników i poza głównymi szlakami turystycznymi. A jednocześnie jest widoczna z drogi, zauważalna, dostępna, wystarczy tylko przystanąć na parkingu-zatoczce lub skręcić w lewo.
To, co mnie oczarowało to kolory wyspy. Już z góry, z trasy widać było, że spowija ją wielobarwny dywan kwiatów. Ale to nie perski dywan, tylko skandynawski. Bo musicie wiedzieć, że koło podbiegunowe latem rozkwita, pełno jest kwiatów, soczyście zielonych traw – rozbudzona natura daje popis. Lofoty o tej porze roku są chyba najpiękniejsze!
Na wysepce Holdoya mieszka kilkadziesiąt osób, wszyscy w jednej wiosce. Jest kilka małych plaż i piękne widoki w każdą stronę świata! A o tej porze roku część domów cudownie współgra kolorystyką z kwiatami. Mnie tutaj naprawdę wzruszyło. Bo natura potrafi wzbudzić i zachwyt, i respekt. Dlatego szanujmy naszą Planetę! Nie mamy drugiej, a eksploatujemy ją na kredyt, wydobywając tyle zasobów, jakbyśmy mieli do dyspozycji 1,75 Ziem. Zmiany klimatu doszły już tutaj, do Arktyki, na północne krańce świata. Piszę ten wpis, gdy na północy Skandynawii (ale i Grenlandii oraz Syberii!) szaleją pożary.
Jak zawsze, piękne zdjęcia i sensowne opisy 🙂
Spora dawka pomocnych informacji i fotorelacja, która zachęca do odwiedzenia tego miejsca. Pozdrawiamy!
Super! Pozdrawiamy ciepło.